10.09.2017

1.06


                      ~'Aleją gwiazd biegniemy...'
 
Domu rodzinnego nie zastąpi żadne miejsce na Ziemi. Można się główkować, studiować mapy różnych miast i urządzać swoje mieszkanie w starodawnym stylu, ale nigdy nie stanę się znowu małą dziewczynką, która z niecierpliwością czekała na gorący rosół, nie zostanę właścicielką drewnianego łóżeczka i nie usłyszę przed snem kołysanki zaczynającą się od słów 'wszystkie rybki śpią w jeziorze'. Nie powrócę do tamtych lat; tęsknię jedynie za tym, kiedy zdmuchiwałam świeczkę w kształcie piątki albo szóstki, ale do czasu, w którym rozpoczęłam drugą klasę podstawówki może powrócę za wiele lat, kiedy będę już matką i zacznę opowiadać mojemu dziecku o tym, że szkoła wcale nie jest złem, a przy okazji daje szansę na dobrą przyszłość. Zimnymi dłońmi dotknęłam białego kubka sięgając stojący nieopodal słoik z płynnym miodem. Kolejne popołudnie spędzałam w barze, w którym wyobrażałam sobie najważniejszy dzień w życiu, po którym będę musiała odebrać nowy dowód osobisty i trzeba będzie się przyzwyczaić, że większość osób będzie zwracało się do Nelki nowym nazwiskiem, którym od wielu lat przedstawiał się fajny chłopak ze skradzionym przeze mnie sercem. Jak teraz to wszystko wyglądało? Było ciężko, bo od wejścia zaczęłam przyglądać się ludziom siedzącym przy stolikach; obawiałam się, że znowu tam będziesz i będę musiała odwracać wzrok, aby nie wracać do tamtych gimnazjalnych lat. Nic już dla mnie nie znaczyłeś, bo wyleczyłam się z tego nieodpowiedniego zauroczenia w połowie wakacji, bo w dniu przekroczenia drzwi szkoły średniej chciałam czuć całkowitą wolność i tak właśnie było. Miałam wielkie szczęście, że nie musiałam nazywać Ciebie byłym chłopakiem, miałam czyste konto, jeżeli chodziło o miłość i nie musiałam obawiać się tego, że podczas zakupów w osiedlowym sklepie będę musiała schować się między regałami. W głośnikach dało się usłyszeć głos wokalisty z zespołu Kombii; słuchałam tych piosenek z tatą i nie wychowałam się na disco polo albo innej niezbyt udanej muzyce. Do przyciemnionego pomieszczenia wpadły promienie słoneczne, a kiedy spojrzałam w stronę ciężkich drzwi znowu zobaczyłam powrót w przeszłość. Miałam wykonać co najmniej trzy utwory, ale zepsuto mi humor, więc schowałam twarz w dłonie i najchętniej wróciłabym do swoich czterech kątów, ale nie chciałam się z nim minąć, aby złapać chwilowy kontakt wzrokowy. Pomyślałam nad wyjściem, które prowadziło przez zaplecze, ale nie chciałam uciekać; pewnie mnie nie rozpozna, bo delikatna metamorfoza miała swoje miejsce. Zaczęłam przyglądać się kolorowym końcówkom i upiłam łyk gorącej herbaty, kiedy poczułam jak ktoś zakrywa moje oczy całując delikatnie w obojczyk.
 
-Świat jest WFem, a ja nie mam stroju. Świat to liceum, ja mam lewe zwolnienie. -zaśmiał się cicho i nakrył moje ramiona szarą bluzą. -Dzień dobry proszę pani.
 
-A pan nie miał być później? Z tego co pamiętam to nawet nie minęły dwa tygodnie, więc co tutaj pan robi?
 
-Przyleciałem, bo prawie się zgubiłem -musnął powoli mój policzek. -Umarłbym z tęsknoty za Tobą, więc jestem i z tego co pamiętam to koszykówka również za mną tęskniła.
 
 
Teraz nie wyglądałam na singielkę; miałam przy sobie mężczyznę, któremu zależało na naszym związku i to przy nim zrozumiałam, że życie przy boku dawnego kolegi z klasy nie byłoby słodkie jak wata cukrowa kupowana na odbywającym się w sierpniu odpuście. Nie musiałam udawać żadnej innej, bo to on był moją połową i nigdy nie będę chciała tego zmienić, bo uwielbiałam zasypiać w jego ramionach, a ustawianie na Facebooku statusu w związku nie było nam potrzebne, bo prawdziwą miłość budowaliśmy na zaufaniu, a nie na liczbie polubień. Wiele razy powtarzał mi cytaty, które były dla jak mnie jak śniadanie ze słodkim deserem, o którym nawet w krainie Morfeusza nie potrafiłam śnić. Przed samym wylotem oparł się na łokciu i całując mnie w czoło wyszeptał, że mój uśmiech sprawia, że cieszy się jak małe dziecko z lizaka. Moim szczęściem nie był rozpoczynający się urlop ani kawa z mlekiem, ale mężczyzna, którego zdjęcie z dzieciństwa stało na jasnej komodzie.
 
-Idziemy na boisko? Jesteś doskonale przygotowana i nie musisz przejmować się tym, że masz na sobie zbyt luźne dresy. -złapał mnie za dłoń prowadząc do wyjścia.
 
Udowodniłam chłopcu z pamiętnika, że mam cały swój świat obsypany różami bez kolców. Przy nim jedynie przygryzałam długopis i gubiłam słowa, a przy brunecie uwielbiającym koszykówkę, który posiadał kolekcję pucharów, medali, i grał na stałe od dwutysięcznego trzynastego roku mogłam przygryzać jego wargi, a także gubić ubrania. W czwartkowe popołudnie nie musiałam wracać samotnie do pustego mieszkania, jeść kolacji w pojedynkę i zasypiać w pustym łóżku. Wziął mnie na ramiona i trzymając się jedną dłonią jego szyi wrzuciłam pomarańczową piłkę do kosza; usłyszałam głośne gratulacje i momentalnie spojrzałam na trampki w tym samych kolorach z zapisanymi zdrobnieniami naszych imion. To był punkt za naszą miłość, ale czy zaslużyliśmy tylko na jeden? Cała namiętność, spojrzenia w ciemne tęczówki, trzymanie się za ręce, okazywanie sobie szacunku, wspólne poranki, karmienie się czekoladowymi płatkami i długie noce zasługują na coś więcej i uważam, że są to punkty prowadzące do naszego uczucia. Ta sympatia nie pozwoli na rutynę, która wtargnęła się siłą do wielu związków; oboje możemy podziękować, że przypadkowe osoby popchnęli nas i wpadliśmy na siebie pomiędzy bibloteką, a schodami prowadzącymi do łącznika budynków A i B. Właśnie dlatego polubiliśmy szkolne korytarze i dziewięćset osób walczących o dobre oceny, którzy przyczynili się do tego, że nie mogliśmy odejść od siebie bez słowa przepraszam.
 
~'Daj mi dłoń, tak daleko port.'