Kilka lat później
Co robiłam nocami, kiedy uczęszczałam do szkoły podstawowej, a później przekroczyłam próg, a raczej schody znajdującego się piętro wyżej gimnazjum? Marzyłam. O czym? O takim pięknym życiu, gdzie wszystkie zmartwienia zastąpią spełniające się cele. Pogodziłam się z tym co przygotowała dla mnie przeszłość, ale nie chciałam pozwolić, aby moja przyszłość była pokryta ciemnymi barwami z odrobiną blasku. Teraz to jasność musiała znajdować się na pierwszym miejscu, więc siadając na taborecie i wpatrując się w wyczyszczony ekran trzydziestodwucalowego telewizora przymknęłam na chwilę oczy. W tej chwili powinnam odsypiać spędzoną noc w pracy, ale odkąd obiecałam sobie, że będę brała życie garściami nie potrafiłam tego zrobić. Zamiast wtulić się w miękką poduszkę z białą poszewką w baranki wolałam odwiedzić pobliski bar i nastroić czerwoną gitarę. Całując w policzek ukochaną babcię, która zawsze wierzyła we mnie, opowiadała najpiękniejsze bajki i nigdy nie zostawiała mnie samej, głaszcząc przy tym po ciemnych włosach uśmiechnęłam się delikatnie. Otwierając powoli drzwi wypowiedziałam głośne dziękuję i byłam pewna, że takich warkoczy nie wykonałby mi żaden fryzjer na świecie. Zakładając w pośpiechu oliwkową, długą kurtkę i nie zważając na to, że czarne sznurówki znowu opuściły wnętrze wygodnych butów, zarzuciłam kaptur na głowę. Odczułam ulgę, kiedy poczułam krople deszczu na swojej twarzy. Nie przejmowałam się tym, bo lekko przemęczona upalnymi dniami mogłam poczuć chłód na opalonej skórze. Może nagle lato zamieniło się w jesień, a gruba bluza nie była najlepszym strojem na połowę lipca to zupełnie mnie to nie interesowało. To ja miałam czuć się dobrze, a opinia ludzi na temat mojego wyglądu liczyła się dla mnie jak nieobecność śniegu w zeszłym roku. Ciągnąć ciężkie drzwi spojrzałam na kilka osób, których mogłam zliczyć na palcach jednej dłoni i przeskoczyłam przez bar. Na zakurzonej, pustej skrzynce od piwa siedziała współwłaścicielka tej knajpki i czytała pożyczoną ode mnie książkę. Pewnie w tej chwili każdy wyobrażał sobie, że nie mam z nią tematów do rozmów i pracuje tutaj tylko do emerytury. Wcale nie; jako trzydziestojednolatka nigdy nie zmieniła koloru włosów, podczas niedzielnych wieczorów chodziła na zajęcia z boksu i sama mówiła, że największą miłością jest gorące kakao albo mocna herbata. Ja kiedyś znalazłam jej tanie mieszkanie do wynajęcia, ona natomiast pozwalała mi wyśpiewać się za wszystkie czasy na niewielkiej scenie. Jako dziesięciolatka lubiłam lekcje muzyki, szybko uczyłam się słów nowych piosenek, ale zakopałam moją pasję, kiedy zostałam niedoceniona przez wychowawczynię, której większość klasy nie lubiło. Usiadłam na wysokim stołku spoglądając w stronę bruneta popijającego piwo. W tym miejscu podobało mi się to, że przyciemnione pomieszczenia nie pozwalały na to, aby kogokolwiek oceniać po wizerunku. Wypiłam prawie na jednym wdechu świeżo wyciskany, pomarańczowy sok i odwiesiłam kurtkę na brązowy wieszak. Usłyszałam po chwili swoje nazwisko i długo nie musiałam zastanawiać się nad tym, że otrzymam prośbę od niskiej brunetki z pobrudzonymi od farby spodniami.
-Poproszę powtórkę z rozrywki. -zaśmiała się pod nosem. -Zaśpiewaj 'Way down we go', a nałożę Ci jutro kolejną szamponetkę.
Otrzymując od niej szklankę limonkowej coli, wyjęłam z pokrowca instrument i złapałam kontakt wzrokowy z mężczyzną, który właśnie poprawiał czapkę z daszkiem, gniotąc przy tym banknot wręczony jedynej obecnej osobie z zatrudnionego personelu. Wrzucił do mojego słoika pieniądze; podarował mi w tej chwili kolejną szansę na to, że nie zbankrutuję spełniając marzenia, bo taki napis mógł przeczytać każdy człowiek, który mi w tym pomagał. Po chwili poczułam męski zapach perfum; ten towarzyszący mi podczas sprawdzianu z religii i wyczuwalny podczas balu, gdy przechodziłam obok chłopaka z mojego pamiętnika, aby posiedzieć między stołami bilardowymi z kolegą i odpocząć od tej muzyki oraz całej atmosfery. Wiedziałam z kim mam do czynienia i mimo, że ostatni raz widziałam go trzy dni po zakończeniu roku żegnającego się z babcią, trzymającego teczkę absolwenta z przewieszoną przez ramię koszulką to nie udało mi się tego zapomnieć i mocno żałowałam, bo do niczego nie było mi to potrzebne.
Jako mała dziewczynka uwielbiałam moment, w którym babcia przykrywała mnie kocem, przygotowywała dla mnie budyń z malinowym sosem i zaczynała opowiadać bajki. Byłam jeszcze jedynaczką, więc cała uwaga skupiona była jedynie na sześciolatce chodzącej do zerówki. Każdy mógł mieć swój ulubiony kubek, w którym dostawał herbatę a na wieszaku w klasie powieszonych było siedem ręczników. Wszystko było nowe, a wspomnienia wróciły z tego względu, iż musiałam właśnie spotkać kolegę ze szkolnej ławki, z którym dane mi było siedzieć przez niecałe trzy tygodnie; do momentu, kiedy nie rzucał cienkopisami na podłogę było nawet fajnie i proszę zwrócić uwagę na słowo przed fajnie, bo to bardzo ważne. Zdejmując ze stóp buty położyłam je na miękkim dywanie i spojrzałam na zachmurzone niebo. Pewnie nadchodziła niezbyt spokojna burza, a obok mnie nie było kobiety, która do tej pory nazywa mnie perełką i nie mogłam posłuchać bajek, które specjalnie dla mnie zapisywała w zeszycie. Wiedziałam, że następnego dnia muszę ją poprosić, aby znowu przeczytała mi kilka fragmentów. Zaczesując włosy w warkocza, usłyszałam dźwięk dochodzący z sypialni, a kiedy usiadłam na dwuosobowym łóżko zobaczyłam połączenie przychodzące od tego, który kochał mnie nie od tygodnia, a od kilku lat.
-Ile można do Ciebie dzwonić, skarbie? Martwiłem się, że coś Ci się stało. -posłał mi oczko ubierając bluzę. -Co ty taka nieobecna? Wiem, że obiecałem przylecieć za czternaście dni, ale to nie moja wina. Wszystkie skargi do szefa. Wrócę trochę później i jeszcze usłyszę, że zrobiłem za mocną kawę, nie dolałem do niej mleka, zabieram Ci kołdrę i...
-I mocno przytulasz, ładnie się uśmiechasz, i denerwujesz się, kiedy biorę więcej dyżurów, ale lubię pomagać ludziom, kochanie. Dzisiaj też jednej osobie pomogłam. Uświadomiłam, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie, jeżeli nie zrozumiał to nie jest moja wina. Wszystkie skargi trzeba kierować do okulisty, a doskonale wiemy, że specjaliści również się mylą.
~"Jutro wstanę rano i oparzę się herbatą."